Prof. Gaciong: LEK w obecnej formie spłaszczył wyniki. „Sztuczne nadrabianie braków”

– Niestety Lekarski Egzamin Końcowy w swojej ostatniej wersji, funkcjonującej od roku, bardzo spłaszczył wyniki – przypomniał w trakcie debaty o kształceniu kadr medycznych w Polsce prof. Zbigniew Gaciong, rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Profesor uważa, że „nowa forma pozwoliła na sztuczne nadrobienie braków”.
Prof. Gaciong: Szukamy cały czas takich wskaźników, które oceniają jakość.

Padło pytanie, jak zweryfikować jakość kształcenia? Prof. Zbigniew Gaciong przyznał, że to wszystko weryfikuje życie.

— Szukamy cały czas takich wskaźników, które oceniają jakość. Dlatego, że taka ocena jest ważna dla akredytacji kierunków i uczelni. Jestt prowadzona przez chociażby instytucje państwowe, jak Polska Komisja Akredytacyjna. Z kolei Konferencja Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych ma własną komisję, która nadzoruje jakość kształcenia. Praktycznie każda uczelnia ma wewnętrzną komisję, która tego pilnuje — odpowiedział rektor WUM.

W aspekcie kontroli jakości ważni są także… sami studenci.— W sobotę [22 października – przyp. red.] mieliśmy spotkanie z częścią Parlamentu Studentów RP, gdzie obecni byli także przedstawiciele kierunków medycznych. To były bardzo ciekawe dyskusje. Jak wiadomo, młodzi ludzie, jeszcze niedoświadczeni, nie krępują się z wygłaszaniem bardzo krytycznych opinii. Niejednokrotnie podali bardzo konkretne przykłady takich miejsc, gdzie jakość kształcenia niestety nie jest dotrzymywana — wyjaśnił prof. Gaciong.
LEK spłaszczył wyniki

Zwrócił ponadto uwagę, że Lekarski Egzamin Końcowy w obecnej formie, która funkcjonuje od roku, spłaszczył wyniki. Zmieniła się bowiem baza pytań, co było postulatem młodego pokolenia.

– Myślę, że nowa forma pozwoliła na sztuczne nadrobienie braków. Jeśli zna się 70 procent pytań, które pojawią się w ostatecznej wersji egzaminu, to znacznie łatwiej nauczyć się znanych 70 procent niż nieznanych 100 procent, gdzie w znacznej mierze trzeba odwoływać się do wiedzy zdobytej czy wyniesionej z sześciu lat studiów. Dowodem na to jest bardzo duże spłaszczenie wyników — powiedział rektor WUM w trakcie debaty.

Prof. Zbigniew Gaciong przytoczył dane dotyczące zdawalności Lekarskiego Egzaminu Końcowego. Przed zmianą wynosiła ona 76 procent, teraz – 93 procent.— Różnica między poszczególnymi uczelniami w wartościach średnich wynosi jeden punkt. Dużo do powiedzenia ma przypadek, znacznie mniej rzeczywista wiedza. Na całym świecie, bo to nie jest nasz wynalazek, wyspecjalizowane firmy przygotowują do tego egzaminu. W Polsce też są takie firmy. Niektóre uczelnie np. poświęciły cały szósty rok studiów, żeby specjalnie przygotować studentów do Lekarskiego Egzaminu Końcowego. Chwała im za to — ich studenci zdają lepiej LEK, ale czy później sprawdzą się w życiu jako lekarze? Czy będą tym lepszymi lekarzami? To weryfikuje praktyka — dodał prof. Gaciong.

Uważa on zresztą, że „bardzo trudno jest zaprogramować przyszłego lekarza czy w ogóle pracownika medycznego”.

— Myślę, że my powinniśmy wyjść szerzej, poza tę „lekarskocentryczność”. Analizy, które prowadzimy od wielu lat dokumentują, że jakość na wyjściu jest pochodną jakości na wejściu. Nie chciałbym jednak, żeby został z tego wyciągnięty wniosek, że my tak naprawdę nic nie robimy i jedyne co zrobiliśmy, to nie popsuliśmy tego w trakcie studiów. Wyniki końcowe bardzo ściśle korelują z wynikiem z matury — dodał rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
„Duże uczelnie medyczne praktycznie doszły do ściany”

W trakcie debaty przypomniano także liczby: w tym roku akademickim blisko 10 tysięcy potencjalnych przyszłych lekarzy rozpoczęło swoją drogę ku karierze zawodowej.

Klara Klinger, dziennikarka „Dziennika Gazeta Prawnej”, prowadząca debatę dotyczącą kształcenia kadr medycznych w naszym kraju zapytała na samym początku: dlaczego są limity przyjęć na uczelnie medyczne? Czemu nie może na nich studiowac nieograniczona liczba studentów?

– Liczba przyjmowanych studentów jest regulowana przez Ministerstwo Zdrowia, które przydziela nam miejsca. Natomiast duże uczelnie medyczne, tzw. „stara dziewiątka”, praktycznie doszły do ściany. Nie mamy możliwości zwiększenia liczby studentów, jeśli chcemy utrzymać jakiś poziom jakości kształcenia. W związku z tym musimy szukać innych rozwiązań – przyznał prof. Zbigniew Gaciong.
Dodał także, że największym problemem zarówno dla uczelni medycznych, jak i niemedycznych, gdzie również są otwierane kierunki lekarskie, jest brak poszerzenia bazy klinicznej. — Mamy trudności w dostępie pacjentów do łózek szpitalnych, przy których mogą się szkolić studenci. Niestety medycyny w wariancie on-line nauczyć się nie da. Oczywiście techniki symulacyjne są niezwykle ważne i odgrywają coraz większe znaczenie w szkoleniu przed- i podyplomowym, specjalizacyjnym. Konieczny jest dostęp do pacjenta, ale nie dwudziestoosobowej grupie do jednego pacjenta. Tylko takiej, gdzie student ma rzeczywiście możliwość bezpośredniego kontaktu z chorym — wyjaśnił prof. Gaciong.
„Kształcenie na kierunku medycznym jest procesem ciągłym”

Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego postulował w trakcie dyskusji, żeby w Polsce wprowadzić instytucję szpitala uczącego.

— To nie jest mój wynalazek, gdyż takie rozwiązanie funkcjonuje na całym świecie. W naszym kraju szpitale bardzo chętnie przyjmują rezydentów, bo to ręce do pracy opłacane przez ministerstwo. Bardzo chętnie zatrudniają stażystów, aczkolwiek jest gorzej, jeśli chodzi o zaangażowanie opiekunów tych stażystów. Niestety, nie wykazują w ogóle zaangażowania w uczeniu studentów — dodał prof. Zbigniew Gaciong.

Przypomniał, że „kształcenie na kierunku medycznym jest procesem ciągłym” i rozpoczyna się od przyjęcia osoby po maturze na studia.

— Myślę, że można wypracować stanowisko, które pozwoli na zachowanie właściwego kształcenia z zapewnieniem jakości — przyznał prof. Gaciong w trakcie debaty dotyczącej kształcenia kadr medycznych.

Rektor zwrócił także uwagę, że „dla administracji uczelnianej każdy rok to są trudne, a w tej chwili to już w ogóle beznadziejne negocjacje z dyrektorami szpitali czy prezesami spółek, żeby łaskawie zgodzili się przyjąć studentów na zajęcia. Padają różne sumy. To bardzo utrudnia proces kształcenia”.

źródło: rynek zdrowia.pl